Londyn, Moi Mili, to miejsce, w którym pada. Dużo pada. A jak nie pada przez prawie dwa tygodnie, to nadlatują kosmici, przylatuje piach znad Sahary, huragany i ogólnie strach się bać i nos z biblioteki wychylić. I właśnie wtedy, w tej bibliotece nieszczęsnej, kiedy próbuje się zwolnić trochę pamięci, można odkryć zakopaną gdzieś między przepisami na wegańską lasagne, a listem motywacyjny do pracy do której nigdy nas nie przyjeli, taką oto perełkę, w postaci pliku zapomnianych zdjęć z zeszłorocznych wakacji. Wspomnienia tegorocznych, Islandzkich, raczej mi bezsłoneczności nie rozświetlą, a piachu do serca nie przybliżą. Dominikano, czyń więc honory!
Czytaj dalej „#gdziemnieponiosło: Dominikana, czyli sposób na jesienny marazm”