Ostatni raz przydarzyło mi się to po LubMUNie. Wtedy też poczułam się tak nagle chora, mimo wulkanu energii którym byłam jeszcze chwilę wcześniej. Dosłownie opadły mi wtedy witki (za dużo Pocahontas się jako lekarstwo naoglądałam). Włożyłam w ten projekt setki nieprzespanych nocnych godzin, energii którą czerpałam wtedy chyba ze słońca i kilogramów nie tak do końca zbędnej wagi. Ale to były jedynie fizyczne objawy tego, że włożyłam w ten projekt cząstkę mojej duszy.
Dzisiaj nagle między jednym a drugim wykładem, zaraz po wysłaniu na ostatnia chwilę assignmentu, stwierdziłam że w sumie to nogi praktycznie odmawiają mi posłuszeństwa, zatoki bolą jak czort jakiś, a na rękach mam z zimna gęsią skórkę. Kiedy już wpełzłam pod koc z kubkiem ohydnie słodkiej herbaty, mimo że czułam się jak trup trupów, to uznałam zgodnie serduszkiem i rozumem, że ostatnie dwa tygodnie były jednymi z moich najlepszych tygodni spędzonych w Amsterdamie.
Amsterdam Fringe Festival, nie adoptuję Cię niestety. Jesteś dzieckiem cudownych rodziców, którzy za nic by Cię nie oddali. Ale praca nad Tobą sprawiła mi pełną gamę różowych, dziwnych, abstrakcyjnych przyjemność. I uświadomiła kolejny raz z rzędu, że ja nie znoszę, wręcz nie umiem, nie być zajęta. Potrzebuje robić rzeczy, żeby rzeczy się działy. Bo tylko wtedy czuję że naprawdę żyję – kiedy mogę się w coś zaangażować całą sobą. Marazm mnie zabija powoli i okrutnie, czas wolny nie inicjuje kreatywności, a bezczynność odbiera motywację. Kiedy siedzę sama w domu to staję się nagle jakimś dziwnym, socjopatycznym stworem, co to wszystko by chciał, ale nic mu się nie chce.
I przyznam wam, że ostatnio zakochałam się na nowo. W nieogarnionej dla mnie abstrakcyjności umysłów niektórych ludzi. W odcieniach tego co może bawić. W niedopowiedzeniach i często nawet niedociągnięciach. W poczuciu niewytłumaczalnej wspólnoty. W bezwarunkowym zaufaniu do innych i w powstałym dzięki niemu zaangażowaniu i bezinteresowności. W teatrze się na nowo zakochałam. I we wszystkim co wokół niego.
I to tak bardzo, że aż polubiłam różowy.